Kompetentna czy z parytetu?

Przez media przetacza się dyskusja a parytetach na listach wyborczych. W niektórych krajach obowiązują parytety dla kobiet w składach zarządów, rad nadzorczych i w instytucjach nauki. Efektem jest gwałtowny spadek autorytetu i wynagrodzenia kobiet.

Na początku tzw. disclaimer. Należę do uprzywilejowanego pokolenia i uprzywilejowanego środowiska. Równouprawnienie, prawo do równej płacy za jednakową pracę oraz awansu zawodowego kobiet na równie z mężczyznami nigdy nie były w moim środowisku kwestionowane i rzadko są nawet przedmiotem dyskusji. Obracam się w środowisku kobiet kompetentnych, wykształconych i świadomych swoich celów i wyborów zawodowych. Siłą rzeczy, moje poglądy są kształtowane przez te właśnie kobiety, które nie boją się konkurencji na rynku pracy i z reguły potrafią skutecznie godzić harmonię w życiu osobistym (dom, rodzina) z celami zawodowymi (płaca, kariera).

Z tym większym przerażeniem patrzę na pojawienie się w prominentnych mediach tematu tzw. parytetów dla kobiet. Zaczyna się od parytetów na listach wyborczych partii politycznych, ale w niektórych krajach (przede wszystkim w postępowej Skandynawii) ustawodawca poszedł dalej - parytety obowiązują tam np. w radach nadzorczych spółek i - jeśli się nie mylę - w zarządach.

Po owocach ich poznacie, mówi Pismo. Efektem wprowadzenia parytetów na listach wyborczych w Niemczech było pojawienie się tzw. kandydatek z łapanek. W Szwecji, kiedy prowadzono parytety w nominacjach profesorskich, zaprotestowały w końcu same panie profesor (wg. politycznie poprawnej nowomowy: profesorki) widząc poziom kandydatek i z parytetów zrezygnowano (albo je "osłabiono", nie pomnę).

Ale najciekawsze wyniki przynosi jednak badanie UE na temat równości wynagrodzeń. Polki zajęły w nim trzecie, pod względem równości, miejsce. Daleko w tyle znalazły się kraje, gdzie parytety i przywileje wprowadzono i się je stosuje. W Polsce tzw. gender pay gap wynosi 7.5%, podczas gdy w Szwecji 17.9%, a w Niemczech (stanowiących dla wielu polskich polityków wzór i punkt odniesienia) przerażające 23%.

Trudno nie zauważyć związku pomiędzy pozornym "uprzywilejowaniem" kobiet, a rzeczywistą dyskryminacją płacową. Nie podejrzewam oczywiście żadnych spisków; podejrzewam racjonalny mechanizm ekonomiczny: skoro wprowadzono pewne przywileje dla grupy zawodowej, a ich koszty przerzucono na pracodawcę, ten rekompensuje sobie koszty owych przywilejów en masse dyskryminując płacowo tę grupę. Tak samo się dzieje, gdy uprzywilejowuje się inne grupy, np. narodowościowe.

Sądzę, że ewentualne wprowadzenie parytetów dla kobiet w Polsce będzie miało opłakane skutki właśnie dla tej grupy, w której się obracam. Kobiety wykształcone, kompetentne, świadome swoich celów i praw staną się nagle obiektem podejrzeń otoczenia: aha, awansowała, pewnie z parytetu. Ale, co gorsze, pojawi się systemowa dyskryminacja płacowa - taka jak w Szwecji czy w Niemczech. Najbardziej ucierpią te grupy kobiet, które zarabiają dobrze - m.in. w biznesie IT.

Dziewczyny, nie dajcie się wpuścić w parytety!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200