Kto zamordował polską muzykę cd.

Dlaczego uważam, że wielkie koncerny medialne zamordowały polską muzykę - wywód statystyczny.

Teza nader gęsto lansowana przez Rycerzy Świętych Praw Autorskich brzmi: jeśli nie będzie praw autorskich (w domyśle: zarządzanych przez koncerny medialne oraz organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi), twórcy nie będą mieli co jeść, a sztuka zwiędnie. W efekcie, nawet jeśli ktoś tu i ówdzie zyskuje ściągając z internetu treści chronione prawem autorskim (Rycerze używają tutaj słowa "kradnie", które podnosi temperaturę i w zasadzie uniemożliwia dalszą dyskusje), to i tak całe społeczeństwo traci, bo sztuka zanika.

Pozwolę sobie przytoczyć pewne statystyki na temat "zanikania" sztuki. W ubiegły weekend radiowa "Trójka" po raz drugi przedstawiła zestawienie "Polski Top Wszechczasów". Z przyjemnością posłuchałem go, jako że jest to muzyka na której ukształtowała się moja wrażliwość. Zauważyłem pewną ciekawą prawidłowość: bardzo nieliczne utwory w zestawieniu wychodzą poza lata 1993-1994. Aby zweryfikować moją intuicję wykonałem pewne zestawienie: każdemu utworowi z pierwszej czterdziestki przyporządkowałem rok jego publikacji (posiłkując się przede wszystkim Wikipedią). A oto histogram:

Kto zamordował polską muzykę cd.

Rok oznacza końcówkę dzisięciolecia, tj. wysokość słupka 1970 na poziomie 5 oznacza, że 5 utworów z zestawienia zostało nagrane w roku 1970 i wcześniej.

Jak widać, rozkwit polskiej muzyki przypada na lata 80-te. Od siebie dodam, że w latach 90-tych dominiują utwory nagrane przed 1995 rokiem. Najświeższe utwory, jakie znalazły się w zestawieniu, to zespół Coma - laureat tegorocznego "Fryderyka" i słuchając tych utworów trudno uznać je za wybitne - to ewidentnie "efekt Fryderyka". Posumowując, w ostatniej dekadzie w polskiej muzyce jest tzw. plaża. Nie da się wytłumaczyć tego jedynie skrzywieniem demograficznym słuchaczy "Trójki".

Cóż takiego stało się w latach 90-tych? Ano, uchwalono nowe prawo autorskie, zaś do polski weszły koncerny medialne. Jak widać, oznaczało to, że zwyczajnie przestano grać dobrą polską muzykę. Koncerny potraktowały Polskę jako rynek kolonialny, gdzie zasadniczo nie ma prawa urodzić się nic, co mogłoby zagrozić światowym potentatom. Polak miał (i nadal ma) słuchać utworów wyprodukowanych i wylansowanych gdzie indziej. A właściwie nie słuchać, tylko kupować te utwory, bo jego gusty nikogo nie obchodzą. W kolejnych latach wydłużano ochronę utworów oraz powiększano skuteczność maszyny wykonawczej stojącej na straży tzw. praw twórców (de facto będących nie prawami twórców, a koncernów i organizacji zbiorowego zarządzania). W efekcie, polska muzyka nadal zamierała.

Wniosek - to nie ochrona prawna twórców, a ich zdolność grania dobrej muzyki ma zasadnicze znaczenie. Zaś rynek tkwiący w żelaznym uścisku kolonialnych koncernów nie wspiera muzyków dobrze grających - i dlatego dobrej muzyki nie należy się po nim spodziewać. "Ochrona praw twórców" w interesie baronów mediów działa przeciwko muzykom i muzyce.

Ot, mały przyczynek do dyskusji wszczynanych przez Rycerzy Świętych Praw Autorskich w dniu głosowania w Parlamencie Europejskim.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200