Europa bez głowy - Odyseja Uziemionych, podsumowanie

Paraliż na europejskich lotniskach był testem dla europejskich procedur zarządzania kryzysem na szczeblu państwowym i ponadpaństwowym. Test ten zarówna państwa europejskie, jak i instytucje unijne, oblały. Umiesz liczyć - licz na siebie.

Dzisiaj rano wychodząc z domu usłyszałem dawno niesłyszany odgłos kołującego na pobliskim lotnisku samolotu. Był to pierwszy samolot, jaki usłyszałem od wielu dni. Jak donoszą media, europejskie lotniska generalnie otworzyły ruch. Zapewne minie jeszcze kilka dni zanim dziesiątki tysięcy koczujących na lotniskach pasażerów zostaną dowiezione do swoich domów.

Moja odyseja dobiegła końca w poniedziałek wieczorem, kiedy wreszcie dotarłem do domu do Gdańska - trzy doby po tym, jak planowałem. Sprawdziło się stare powiedzenie - umiesz liczyć, licz na siebie; ewentualnie rodzinę, przyjaciół i ludzi dobrej woli. Cała pomoc, którą otrzymaliśmy podczas podróży, pochodziła od ludzi, nie od instytucji. System dosłownie zapadł się. Dojmujące wrażenie absurdu towarzyszyło mi kiedy w niedzielę rano przeglądałem "Corriere della Sera". Tysiące ludzi już wówczas koczowały na włoskich lotniskach, ale na pierwszych stronach Silvio Berlusconi spierał się z Massimo D'Alemą oraz Gianfranco Finim o sprawy, których nie rozumiałem nie tylko dlatego, że moja znajomość włoskiego jest w gruncie rzeczy podstawowa, ale także dlatego, że wydawały się kompletnie nieistotne wobec kryzysu, który widziałem wokół siebie. Centra telefoniczne linii lotniczych zatkały się momentalnie, na bodaj 30 podjętych prób połączenia się z Wizzair tylko jedna była udana (ale bezcelowa, bo pani mogła mnie jedynie przebukować na inny lot, którego i tak wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi miało nie być).

O ile można zrozumieć polską politykę, która miała w tym czasie inne zmartwienia, o tyle kompletnie nie potrafię zrozumieć zachodnioeuropejskich rządów oraz Komisji Europejskiej, które przez kilka długich dni udawały, że mamy jedynie do czynienia z technicznym problemem, z którego rozwiązaniem poradzą sobie linie lotnicze i władze lotnisk, które rozstawią składane łóżka w holach terminali. Tak jakby nie rozumieli, że uziemienie 3/4 Europy to niedotarcie setek tysięcy ludzi do pracy, domów, miejsca robienia interesów; kolosalne straty całej branży oraz przerwanie łańcuchów dostaw dla przedsiębiorstw. Mieliśmy (a raczej mamy) ewidentnie do czynienia z kryzysem, który wymagał uruchomienia działań niekonwencjonalnych - podstawienia dodatkowych pociągów, autobusów, zorganizowania zbiorowych noclegów, itd. Ale przede wszystkim dobrej, tj. prawdziwej i aktualnej informacji dostarczonej zainteresowanym przez media i państwa, w ich językach, w sposób skuteczny, aby ludzie mogli sobie odpowiedzieć na pytanie fundamentalne: co robić?

Bodaj jedynie rząd brytyjski podjął systemowe działania, czyli wyznaczenie punktu zbornego w Hiszpanii oraz wysłanie okrętów do przewizienia tysięcy uziemionych. Służby państwowe i unijne w Europie dosłownie rozpadły się w obliczu kryzysu, niezdolne do podjęcia jakichkolwiek konstruktywnych decyzji, nie wspominając o działaniach.

Po smoleńskiej katastrofie mówiono o tym, że polskie państwo zostało zdekapitowane. Jak pisałem wcześniej, to nieprawda - polskie państwo, wbrew pozorom, poradziło sobie zupełnie dobrze, co świadczy o dobrym zakorzenieniu instytucji i procedur demokratycznych. Natomiast kryzys lotniczy obnażył miałkość europejskich instytucji i procedur na czas kryzysu. Tutaj rzeczywiście mieliśmy miejsca z faktyczną dekapitacją.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200