Welcome to the Real World

Minister Boni odkrył, że internet jest siłą, z którą trzeba się liczyć. Cóż, na jego stanowisku był na to najwyższy czas.

Minister Michał Boni był uprzejmy powiedzieć na konferencji "Polska otwarta":

Mnie się wydawało, że my (...) "budujemy społeczeństwo informacyjne" i nagle uświadomiłem sobie (...) że nie: my projektujemy jakieś społeczeństwo informacyjne, tylko jesteśmy w samym środku społeczeństwa informacyjnego. I jeśli, że tak powiem, przedstawiciele państwa zrozumieli to ostatni, to wybaczcie, ale zrozumieli.

(cytuję za VaGlą)

Cóż, lepiej późno niż wcale - chciałoby się powiedzieć. Widzę ministra Boniego, któremu nagle klapki spadły z oczu, niczym Neo po wyłowieniu przez Nabuchodonozora i mruga nerwowo: jakże to, miało być tak, że my, władza rządzimy, a społeczeństwo się słucha. Ewentualny protest miał zostać skanalizowany, zwrócony na jakieś nieistotne kwestie techniczne albo rozmyty przez życzliwe nam media, a tutaj sytuacja wymknęła się spod kontroli. W rządowych scenariuszach oporu społecznego jest wyraźnie miejsce na górników strzelających petardami pod Kancelarią Premiera albo rolników stawiających w poprzek dróg swoje maszyny, ale nie ma na opór społeczeństwa sieciowego. Podpowiem ministrowi, że stało się coś więcej: środowisko, które osiągnęło samoświadomość pierwszy raz podczas sprawy Kataryny, umocniło przekonanie o własnej sile. Sytuacja będzie rozwijała się w zupełnie nowym kierunku: spór PiS-PO, monopolizujący dyskurs publiczny przez ostatnich 5 lat, będzie tracił na znaczeniu, bo oto na arenę wszedł trzeci gracz: podmiotowo zachowujące się społeczeństwo.

Trochę dziwię się zdziwieniu Boniego, powiem szczerze, bo uważałem go - obok Pawlaka i Rostowskiego - za jednego z bardziej "kumatych" ludzi w tym rządzie. Ale najwyraźniej intelektualne nożyce pomiędzy władzą a społeczeństwem rozwarły się jeszcze bardziej: już nie dystans, ale przepaść dzieli poziom dojrzałości intelektualnej i świadomości przeciętnego przedstawiciela grupy wykształconych normalsów od poziomu prominentnych przedstawicieli władzy. Trzeba było, panie ministrze, w porę przeczytać Castellsa albo przynajmniej Bendyka. My to zrobiliśmy.

Zacząwszy ten wpis od cytatu z Matrixa, nie mogę sobie odmówić, żeby go podobnie nie zakończyć: it's not the spoon that bends, it's yourself. Przemyśl go sobie, mister minister.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200