Płać 30 centów więcej, zanim się zorientujesz, że nie musisz.

Diabeł w komży 2.0, czyli Apple i EMI po raz kolejny robią konsumenta w konia.

Steve Jobs zaczął sprzedawać muzykę bez DRM. Na razie jedynie ze stajni EMI, ale pewnie z czasem dołączą inne koncerny. Informacja ta zbiegła się z działaniami Komisji Europejskiej przeciw Apple wywołanymi dyskryminującą konsumentów praktyką polegającą na nieuzasadnionym różnicowaniu cen w obrębie UE i ograniczaniu dostępu do piosenek obywatelom innych krajów. Apple - niczym Rosja w sporze o mięso - zdaje się nie zauważać traktatów i udaje, że wspólny rynek europejski ich akurat nie obowiązuje, sprzedając to samo Duńczykom drożej niż Belgom.

Ale muszę przyznać, że ruch Apple jest absolutnie genialnym posunięciem szczewanego lisa biznesu, jakim jest Jobs. W sytuacji, gdy systemy DRM lada moment będą skutecznie złamane, a regulatorzy z całego świata wytaczają przeciwko Apple coraz cięższe działa, Jobs... ściąga dodatkową, 30-centową marżę z konsumentów. Już wkrótce biznes związany z iTunes i iPodami przestanie być dojną krową, bo pod naporem producentów tańszego sprzętu spadną marże, bez DRM nie będzie się dało utrzymać klientów. Ale do tego czasu Jobs ściągnie z rynku dodatkowe kilkadziesiąt milionów dolarów. I narazi się na kolejne postępowanie antymonopolowe - zważywszy, że utwory bez DRM udostępniane są w formacie AAC, którego nie wspiera wielu producentów sprzętu audio.

Swoją drogą przykro patrzeć, jak cynizm i arogancja wobec konsumentów, które dotychczas przypisaliśmy innym uczestnikom rynku informatycznego, stały się normalną metodą działania Apple. Dla mnie to symboliczna śmierć legendy "niepokornego" rozpoczętej słynną reklamą 1984.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200